Starogardzianin Daniel Ronkowski to artysta, który z malarstwem spotkał się przypadkiem, ale jego twórczość szybko znalazła swój własny, niepowtarzalny język. Choć na co dzień zajmował się lingwistyką, zafascynowany sztuką, wkrótce postanowił uchwycić na płótnach nie tylko rzeczywistość, ale przede wszystkim emocje i historie, które w nim drzemią. „Jasność”, jego debiutancka wystawa, to zbiór prac, które przyciągają wzrok, skłaniają do refleksji i zapraszają do wejścia w świat pełen symboli i metafor.
- Mówiąc kolokwialnie, zacznijmy od początku. Jak i kiedy zaczęła się Twoja przygoda z malarstwem?
Z malarstwem miałem niewiele wspólnego, a właściwie nic, póki nie poszedłem studiować lingwistyki stosowanej w Trójmieście. Od zawsze byłem duszą towarzystwa, ciekawą wszystkiego. Z tego względu podczas studiów, mieszkając między innymi w słynnym akademiku UG nr 9 w Sopocie, poznałem studentów – artystów malarzy, którzy zapraszali mnie do swoich pracowni oraz na wystawy. Wcześniej widziałem obraz fizycznie, ale nigdy nie miałem okazji zobaczyć warsztatu, czyli jak się go tworzy. Polubiłem zapach oleju lnianego. Wtedy pojawiła się też fascynacja, swoiste zauroczenie rzemiosłem. Na brak kreatywności nigdy nie narzekałem, więc szybko pojawiła się wizja pierwszej pracy – „Löwenzahn” (PL: Mlecze) z 2020, którą zrealizowałem chyba po dwóch latach od tamtych studenckich przygód.
Równolegle stworzyłem dwie kolejne prace – „Terra” oraz „Żniwa”, które dały impuls do dalszej twórczości i nakierowały mój styl oraz język malarski, którym się posługuję.
- To Twój pierwszy wernisaż oraz wystawa. Jak się czujesz przed debiutem? Czy jest coś, co Cię szczególnie ekscytuje w tym wydarzeniu?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Właściwie to mój pierwszy oficjalny wernisaż. Jak wspomniałem, po pędzel sięgnąłem w 2020 roku, wczesnym latem, i na tych trzech pracach się nie skończyło. Podczas moich urodzin pod koniec sierpnia tego samego roku zorganizowałem imprezę w moim domu, gdzie odbył się pierwszy, nieoficjalny wernisaż. Wiele prac było jeszcze nieskończonych, ale moi goście byli zafascynowani i zaskoczeni – ten wernisaż był dla nich niespodzianką!
Natomiast mój pełnoprawny debiut dopiero nastąpi 12 kwietnia w Kaliskach, w GOK-u. Bardzo cieszę się z tej możliwości, ponieważ umacnia mnie to w wizji siebie jako artysty oraz sztuki, którą niosę. Poza tym taka „sceniczność”, jak w przypadku wernisażu, nie jest mi obca, bo zanim zacząłem żyć sztuką, przez wiele lat byłem członkiem lokalnych grup rekonstrukcyjnych. Brałem udział w inscenizacjach bitw jak Grunwald, filmach, a także w przedstawieniach, takich jak Męka Pańska w Jabłowie czy Owidzu.
- „Jasność” to tytuł wystawy, który już w pierwszej chwili wywołuje wrażenie tajemniczości i głębi. Co symbolizuje ten tytuł w kontekście Twojej twórczości?
- W moim przekonaniu malarstwo i sztuka zawsze odzwierciedlają osobę, która je tworzy. Oczywiście, wiele aspektów kształtuje człowieka przez całe życie, a ten proces nieustannie się zmienia. Jednak kluczowym filarem tych wpływów są decyzje, które jednostka podejmuje świadomie lub nieświadomie.
Wspomniana wcześniej ciekawość, która bez wątpienia jest jedną z moich głównych sił napędowych w życiu, zaprowadziła mnie do momentu, w którym uwierzyłem w absolutne dobro – Boga. Od tego momentu kroczę ścieżką jasności, którą świadomie wybrałem i która doprowadziła mnie również do malarstwa.
Dlatego intencją moich prac, w chwili ich tworzenia, jest przedstawienie jasnej ścieżki, która często wydaje się być w konflikcie z tzw. mainstreamem. Główny nurt, nie tylko w sztuce, często skupia się na dramatach, bezrefleksyjnym cierpieniu oraz, w mojej opinii, infantylnej prostocie powszechnie rozumianego „zła” – treści głośne, płytkie i przemijające. Ja natomiast stawiam na fundamenty istnienia, takie jak miłość, która nadaje życiu sens i porządek, zamiast niszczyć je impulsywnie.
- Twoje obrazy łączą w sobie abstrakcjonizm, symbolizm i minimalizm. Jakie były Twoje inspiracje przy tworzeniu tych dzieł? Co chciałbyś, aby widzowie poczuli, patrząc na Twoje prace?
- Często opisuję swoją sztukę, posługując się tymi terminami. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że jestem artystą współczesnym, tworzącym malarstwo awangardowe. Abstrakcja, niestety często sprowadzana do poziomu niesławnego banana przyklejonego do ściany (który, swoją drogą, jest bardziej prowokacją niż sztuką), jest moim głównym stylem. I właściwie na tym można zakończyć! Jednak często odnoszę się także do terminów - minimalizm i symbolizm.
Symbolizm wynika z odniesień do np. Objawienia Jana z Biblii, gdzie w rozdziale 12 pojawia się smok. Ten motyw wykorzystałem w obrazie pt. „Koniec” z 2020 roku. Podobnie w pracy „Żniwa”, nawiązuję do plonu zebranego z każdego narodu, pod koniec dziejów. To właśnie w tych pracach obecna jest symbolika – symbole nadają dziełom narrację, a abstrakcja formę.
Minimalizm pojawia się między innymi w obrazie „Kiełbie” z 2021 roku, gdzie poza zderzeniem sfery ziemskiej, zielonej, z niebieską, kosmiczną i ich centralnym punktem, czyli oczami, nie ma nic dodatkowego. Pocałunek tych kolorów również występuje w pracy „Terra”, gdzie elementem przełamującym jest sfera solarna – ciepły, cytrynowy żółty z muśnięciami pomarańczy.
Celem takich, na pierwszy rzut oka, prostych kompozycji jest otwarcie obserwatora na ukryty poziom, w którym dzieją się przedstawione sytuacje. Trzeba trochę dłużej przyjrzeć się „Terra”, aby odkryć, że w bardzo lekki, wręcz dziecięcy sposób, przedstawia ona świat. Podczas malowania tej pracy towarzyszyło mi uczucie lekkości i harmonii, i mam nadzieję, że w ten sam sposób oddziałuje na odbiorcę!
- W swojej twórczości mówisz o odkrywaniu eterycznego poziomu, w którym toczy się sytuacja obrazu. Czy mógłbyś rozwinąć tę myśl? Co dokładnie kryje się za tym pojęciem?
- Według mnie poziom eteryczny pracy pojawia się wtedy, gdy dzieło zyskuje swoisty równoległy wymiar, który dopowiada historię. Eteryczny oznacza coś delikatnego, ulotnego, lekkiego, a nawet niematerialnego – tak jak olejek, który po aplikacji na ciało stopniowo ulatnia się z czasem. Takim dodatkowym wymiarem jest właśnie symbolika. W moich pracach, jak wcześniej wspomniane połączenie zielonego z niebieskim, które uważam za „swoje” i często wykorzystuję, tworzy dodatkową, równoległą płaszczyznę. Sama symbolika, choć bardzo podstawowa i archetypiczna, przedstawia świat zredukowany do dwóch kolorów, ukazując partnerstwo między ziemią a niebem. To trochę nieuchwytna myśl, bliżej nieokreślona i ulotna – eteryczna.
Najlepszym przykładem tej idei jest obraz „Amba” z 2022 roku, który jest myślą częściowo uchwyconą w formie dzieła. Dynamiczna kompozycja – nakładające się na siebie dwa „skrzydlate” ciała, pęknięcia czy duży pudrowy napis AMBA – zajmuje około 1/3 przestrzeni obrazu. Reszta to pozostawiona biała powierzchnia. Ta biała przestrzeń właśnie symbolizuje poziom eteryczny – równoległy świat, w którym zaklęta jest wspomniana sytuacja „Amby”.
W tym sensie zostawiam widzom pole do interpretacji, ale również do rozmowy ze mną – czy „Amba” jest integralną częścią tej przestrzeni, czy może stanowi oddzielny wymiar?
- Jakie archetypy starasz się uchwycić w swoich obrazach, a które emocje są dla Ciebie szczególnie istotne?
- W psychologii analitycznej Carla Gustava Junga archetypy to pierwotne, uniwersalne wzorce i symbole obecne w zbiorowej nieświadomości wszystkich ludzi. Głównym archetypem, który pojawia się w moich pracach, jest partnerstwo – pojęcie bardzo szerokie. Partnerstwo między niebem a ziemią, różnymi lub pokrewnymi siłami, ich zderzenie lub harmonia. Dualizm odgrywa tutaj kluczową rolę, przełamując pierwsze skojarzenie z tym pojęciem – dwubiegunowość i przeciwstawność, jak na przykładzie Yin i Yang. Para zieleni i błękitu nie jest sobie przeciwna, ale stanowi naturalne dopasowanie, wzajemne uzupełnienie.
Tak powstaje archetypiczna para na wzór biblijnego Adama i Ewy, którzy, mimo różnic ciała, byli równi wobec Boga i stanowili dla siebie partnerów. W tym kontekście możemy z całą pewnością mówić o miłości jako pojawiającej się emocji.
Wspominałem o 'jasności' jako sposobie postrzegania życia, i warto dodać, że nie chodzi tu o brak błędów czy negatywnych elementów, ale o właściwą, zdrową drogę do zrozumienia. Z tego względu w „Ambie”, „Żniwach” czy „Prologu” z 2024 roku widać konflikt, walkę i próbę. Próba często pojawia się w mitach, baśniach i opowieściach jako kluczowy element podróży bohatera, będąc momentem, w którym musi zmierzyć się z trudnościami, aby dojrzeć, rozwijać się lub osiągnąć cel. Dlatego kolejną istotną emocją, z którą pracuję, jest strach, bardzo dobrze mi znany!
Uważam, że widz, zrozumiawszy język, którym się posługuję, dostrzeże narrację i będzie w stanie odczuć moje emocje. Tym bardziej, że archetypy są inkluzyjne i dotyczą każdego człowieka. Wszyscy patrzymy oczami i czujemy sercem – wystarczy odkryć, co w nas drzemie.
- Czy sam proces tworzenia obrazu jest dla Ciebie podróżą w głąb siebie? Jakie emocje towarzyszą Ci podczas malowania?
- Oczywiście, że tak. Najpierw pojawia się pomysł, wizja dzieła. Na początku jest dość mglista, ale z każdym kolejnym etapem tworzenia staje się coraz wyraźniejsza, choć ostatecznie nigdy nie jest dokładnie taka sama jak pierwotna wizja. Każdy z moich obrazów jest odbiciem mnie, moich myśli – mojego wnętrza. Niektóre narracje, które maluję, towarzyszą mi już od dawna, a inne, jak na przykład pudrowy róż, pojawiły się stosunkowo niedawno, w trakcie mojej przygody ze sztuką. W związku z tym malarstwo ma dla mnie również charakter terapeutyczny. Obraz staje się mapą moich myśli, przestrzenią, w której znajdują one swój upust.
Warto tutaj wspomnieć o moim ulubionym obrazie – „Spokój” z 2021 roku, dzięki któremu pokonałem chorobę. Jest to obraz utrzymany w nurcie abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Malowałem go w sierpniu, a inspiracją było piękne, różowe niebo, które widziałem pewnego majowego popołudnia tego samego roku. W trakcie malowania rozmyślałem nad sytuacją, w której się znalazłem – wielomiesięczną, intensywną nerwicą lękową. Doszedłem do wniosku, że natrętne myśli, które mnie prześladowały, były jedynie myślami i nigdy nie miały realnego wpływu na moje życie. Nagle ogarnął mnie spokój i doświadczyłem katharsis czyli oczyszczenia z tych myśli. Wszystkie napięcia zniknęły, a ja znów poczułem się zdrowy. To było jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu. Od tamtej pory rozkochałem się w bladym, pudrowym różu i często go używam w swoich obrazach.

- Jakie techniki malarskie wykorzystujesz w swoich pracach? Czy jest jakaś technika, którą szczególnie preferujesz?
- Z racji tego, że jestem samoukiem i podchodzę do tematu empirycznie, same techniki wydają mi się proste. Podstawowym narzędziem jest pędzel o różnej wielkości, choć np. „Terra” została namalowana przy użyciu szmatek. „Löwenzahn” zawiera technikę impasto, która nadała obrazowi fakturę – do jej stworzenia użyłem m.in. szpachelki do mieszania farb. Centralna część „Kiełbi” – oczy – została namalowana techniką pouring, czyli laniem rozcieńczonej farby.
Do niedawna unikałem pogłębiania wiedzy w zakresie technik malarskich, obawiając się, że mógłbym nieświadomie przejąć cudze motywy i zacząć malować według utartych schematów. Teraz jednak, kiedy wypracowałem już swój własny język malarski, jestem pewien, że w odpowiednim momencie, gdy pozwolą na to czas i finanse, chciałbym znaleźć nauczyciela. Poza abstrakcją, którą sam tworzę, fascynują mnie starzy mistrzowie, tacy jak Reinhold Bahl, którzy malowali w stylu realizmu i romantyzmu. Bahl szczególnie pięknie ukazywał scenerie przedwojennego Gdańska. Jestem otwarty na dalszy rozwój.
- „Jasność” to pierwsza z serii wystaw. Jakie plany masz na przyszłość? Czym będzie się różnić kolejna edycja tej wystawy?
- Kolejna edycja „Jasności” odbędzie się w moim rodzinnym mieście, w Starogardzie Gdańskim, 17 maja, podczas Nocy Muzeów w Miejskiej Bibliotece przy ulicy Paderewskiego. Druga edycja nie będzie się znacząco różniła od pierwszej – może jedynie ilością prac oraz miejscem. W Bibliotece planuję pokazać nieco mniej prac z powodu ograniczonej przestrzeni, ale wystawa będzie trwała aż do końca czerwca. Natomiast w sierpniu wystawę przeniosę do Starogardzkiego Centrum Kultury, gdzie będzie można obejrzeć wszystkie 14 prac przez cały miesiąc.
Obecnie nie pracuję konkretnie nad żadnym nowym obrazem, ponieważ chciałbym skupić się na organizacji wystaw i wernisaży, co stanowi dla mnie cenne doświadczenie. Pracuję natomiast nad projektem filmowym, który tworzę w duecie z młodym filmowcem z Trójmiasta. Film utrzymany jest w surrealistycznym stylu, podobnie jak moje obrazy.
Uwielbiam film jako formę sztuki wizualnej. Mam już na swoim koncie amatorski film krótkometrażowy „Chleb” z 2023 roku, który również będzie dostępny do obejrzenia podczas wystaw.
Serdecznie zapraszam!
Napisz komentarz
Komentarze