- Konie mają do pokonania 100-metrowy dystans. Zaprzężone są do metalowych sań obciążonych 500-kg kłodami drewna. Powożący biegnie obok zaprzęgu – wyjaśnia Jacek Goszczyński, szef Terenów Rekreacyjno – Wypoczynkowych „Miłosna”, gdzie hodowane są konie.
W zawodach, po raz trzeci, uczestniczyły cztery ogiery hodowlane (polski koń zimnokrwisty) z Miłosnej. I miejsce zajął Mustang, którym powoził Jacek Drański, II – Stolnik z powożącym Krzysztofem Biedachą.
Cztery konie zimnokrwiste hodowane w Miłosnej to licencjonowane (dopuszczone do rozpłodu) ogiery rasy sztumskiej – najlepsze na północy kraju. Są one typowymi końmi pociągowymi, które kiedyś były niezbędne do pracy w lesie, pomagały leśnikom.
- Ścięte w środku lasu drzewa czy gałęzie o wiele łatwiej przetransportować zaprzęgiem konnym niż jakimś pojazdem, któremu trudno dojechać w gęstwinę – tłumaczy J. Goszczyński –Konie ciągnęły drewno do drogi, gdzie czekały pojazdy. Zresztą dziś nadal wykorzystywane są do tego celu. Ostatnio ta rasa wraca do łask.
Konie zimnokrwiste to rzadkość w polskich hodowlach, dlatego są bardzo cenione. Mają spokojny charakter i, co oczywiste, są bardzo silne.
-Przygotowanie się wyścigu w zrywce sportowej jest dość mozolne, polega głównie na długim i częstym bieganiu z koniem – mówi Jacek Drański, który powoził zwycięskim Mustangiem.
- Wymaga to dużej sprawności fizycznej i wytrzymałości także od nas, zawodników, bo konie pędzą w pełnym galopie – dodaje Krzysztof Biedacha, powożący Stolnikiem.
Panowie na co dzień pracują w Miłosnej i zajmują się końmi, choć głównym obowiązkiem K. Biedachy jest opieka nad zwierzętami w znajdującym się w Miłosnej minizoo. Ma jednak rękę do koni.
Więcej w „Kurierze Kwidzyńskim”
Napisz komentarz
Komentarze