środa, 18 grudnia 2024 05:35
Reklama
Reklama

Stan wojenny. Wojskowe obozy internowania - tortura prania mózgów i izolacji na działaczach „Solidarności”

W rocznicę stanu wojennego warto pamiętać o jednym ze sposobów nękania działaczy opozycji antykomunistycznej. Taką metodą było umieszczanie, najczęściej członków „solidarności” w tzw. Wojskowych obozach internowania. Taki los spotkał m.in. działaczy z tczewskiej fabryki POLMO.

Autor: IPN

WOI utworzono głównie w północnej i zachodniej Polsce. Wykorzystano miejsca oddalone od szlaków komunikacyjnych i dużych o ośrodków miejskich. Wszystko w celu, by ukryć je od oczu buntującego się społeczeństwa, ale też by utrudnić kontakt z rodziną, co było dodatkową „karą”.

Tczewianie, którzy trafili do WOI w Chełmnie nad Wisłą: Roman Szlagowski z FPS „Polmo” wydz. TM, Edward Guziński, FPS „Polmo” i Jerzy Jagoda ZNTK Gdańsk – Orunia. Z kolei do obozu internowania w Czerwonym Dworze trafili Leszek Lamkiewicz z FPS „Polmo” Tczew wydz. PZ oraz Józef Bielecki z FPS „Polmo” Tczew wydz. PK.

Dodajmy, że WOB prowadzono także w: Trabiatowie, Unieście, Budowie, Czarnem, Gorzowie Wielkopolskim, Głogowie, Rawiczu i Brzegu. Komuniści organizowali także Wojskowe Obozy Internowania dla Poborowych w Węgorzewie, Chełmie oraz Jarosławiu.


 

Kto trafiał do karnych koszar?

Do wojska powoływano osoby z roczników 1940-1962. Na ćwiczenia rezerwy skierowano blisko 1500 osób, a do czynnej służby wojskowej ponad 250 młodych osób. Nie zawsze znali oni intencje władzy, lecz na miejscu okazywało się, że w tych miejscach przebywali inni, często znani im związkowcy. Było to miejsce, w którym przetrzymywano związkowców z różnych regionów i zakładów. Dla nich ewidentne było, że taki obóz był karą za przynależność do NSZZ „Solidarność”. Obojętna była przyznana kategoria wojskowa czy niepełnosprawność albo fakt bycia opiekunem osoby chorej czy bycie ojcem – wszyscy zostawali „przyjęci do wojska”.

Po zakoszarowaniu mieli zakaz samodzielnego przemieszczania się i znajdowali się pod nadzorem Wojskowej Służby Więziennej. Nie wolno im było słuchać radiowych transmisji mszy św. Pozostałym żołnierzom w jednostkach mówiono, że internowani są kryminalistami lub alimenciarzami albo „niebieskimi ptakami”.

Normą były wielokrotne przesłuchiwania. Zmuszano ich do bezcelowej pracy np. do zakopywania rowów w zamarzniętej ziemi i ich zakopywania. Obowiązkowo należało oglądać „Dziennik Telewizyjny” i uczestniczyć w zajęciach, w których propagowano komunizm. Najcięższym tego typu obozem był Chełmn, usytuowany między brzegiem a wałem przeciwpowodziowym. Internowano tam ok. 300 „żołnierzy”. Mieszkali oni w namiotach z piecykami typu „koza”, w których można było palić tylko od godz. 22.00 do 7.00. Codziennością był brak wody, prowizoryczne latryny. Zmuszano skoszarowanych do czołgania się w błocie czy przenoszenia krowich odchodów, straszono wywiezieniem na wschód, kazano kopać groby z przykładanym do głowy pistoletem. Zmuszano także do donoszenia. WSW prowadziła ciągłe przeszukania, inwigilację. Straszono więzieniem, utratą pracy, skrzywdzeniem żony i dzieci.


 

Biegi na wyczerpanie i kopanie pól minowych

Pan Edward Guziński był internowany w Chełmnie, jako 27-latek. Miał o tyle szczęście, że był tam w stopniu kaprala i trochę lepiej go traktowano. Różnica była jednak minimalna. Tak jak wszyscy cierpiał zimno w namiotach i musiał „odkopywać i zakopywać miny”.


 

- Pracowałem w tczewskim „Polmo” w narzędziowni, stąd mnie internowano, jednak kompletnie nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie internowanie. Myślałem, że powołano mnie zwyczajnie do wojska – mówi. - Trafiłem tam 2 listopada na trzy miesiące. Wyszedłem ok. 4-5 lutego 1983 r. Po paru dniach wysłano nas pod namioty nad Wisłą, umiejscowione pomiędzy wałami przeciwpowodziowymi... Warunki były fatalne. Namioty były opalane węglem, taką małą „kozą”. Byliśmy traktowani jak nieroby i kryminaliści. Udało nam się powiadomić zaprzyjaźnionych księży o tym co się działo. Służby starały się ukryć, że takie obozy istnieją.


 

Święta spędził w koszarach. Zapytaliśmy jak wyglądała codzienność.

- Oficjalnie byliśmy „pontoniarzami”. Mieszkałem z innymi kapralami w jednym pomieszczeniu. Zajęcia polegały na kopaniu transze. Pogłębialiśmy je. Potem inni poprawiali je. Często biegaliśmy, czołgaliśmy się, zakładaliśmy pola minowe. Pamiętam jak postawiono kilkumetrowy krzyż. Nad ranem się zdziwiłem, że to zrobiono. Wojskowi strasznie się wściekli. Jak wracaliśmy z ćwiczeń nad Wisłą mieliśmy porozwalane plecaki, bo czegoś szukano... Widziałem kolegę z „Polmo”, którego wcześniej osadzono w więzieniu za działalność opozycyjną. Pamiętam lekcje propagandowe, załamanych kolegów, osoby które potraciły zdrowie przez zimno... Były strajki głodowe. Wyrzucaliśmy jedzenie na znak protestu. Gdy podano, że zmarł Breżniew wszyscy skoszarowani zakrzyknęli „hurra”! W wigilię z kapralami złożyliśmy sobie życzenia, ale wparował funkcyjny i zabronił tego. Strasznie się zdenerwował. Niektórzy mieli opiekunów. Kazano mi przekazywać żołnierzom, że rodzina przyjechała. Musiałem biec do żołnierzy ciągle i tak powiadamiać. Wystarczyło zadzwonić... Nie miałem w sumie takiego obciążenia jak inni z dziećmi czy osobami pod opieką. Byłem jeszcze kawalerem. Potem trafiłem do normalnej służby, jako spadochroniarz.


 

W wagonach w Czerwonym Borze

W Czerwonym Borze przebywało ok. 450 osób w domkach z połączonych wagonów towarowych. Podobnie normą były „kozy”, brak wody, koce przymarzające do drewnianych ścian, nieustające apele, stołówka 2,5 km od kwater. Jeśli ktoś był niepełnosprawny (chodził o kulach) i nie mógł dotrzeć na czas nie dostawał posiłku.

Dla internowanych wsparciem duchowym było sporządzania znaczków, kopert, kartek o treści religijnej, patriotycznej np. z kory brzozowej albo krzyżyki z monet. Śpiewano piosenki, wspólnie się modlono. Groziły za to surowe kary. Trzem rezerwistom z Budowa pod Złocieńcem postawiono zarzuty prokuratorskie za sporządzenie tabliczek z drewna z napisem „Solidarność” za drutem kolczastym. Innym razem w Chełmnie wściekłość wywołało ustawienie kilkumetrowego krzyża pośrodku placu apelowego. Organizowano też strajki głodowe.

Tego typu represje skończyły się 3 lutego 1983 r. Ale pozostawała trauma i utrata zdrowia. Mężczyźni ci po powrocie do domu byli nadzorowani przez milicję. Dla niektórych pobyt oznaczał chorobę psychiczną. Andrzej Kosiewicz z Chełmna 13 marca 1983 r. popełnił samobójstwo.


 

W. Mocny

* Na podstawie: „Solidarność” do wojska . Obozy wojskowe jako forma dotkliwej represji przeciw członkom „Solidarności”, Wyd. Instytut Dziedzictwa Solidarności


 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu kwidzyn1.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: ZbigTreść komentarza: Sztum to miasto na szlaku Zamków Krzyżackich położone między jeziorami potrzeba tam kogoś kto ma wizję rozwoju tego miasta, po wysłuchaniu i zapoznaniu się z programem myślę że warto postawić na Pana Antoniego Filę. Tczew by potrzebował takiego kandydata otwartego z pomysłami i z wizją, kto wie może staniemy się miastami partnerskimi.Źródło komentarza: Mam wiele pomysłów na Sztum. Miasto i gmina potrzebuje rozwoju. Kawa z Gazetą Tczewską z Antonim FiląAutor komentarza: VxTreść komentarza: Dokładnie, zgadzam się w pełni. Widać, że qrtykuł został sporządzony w sposób rzetelny. Myślę, że komentujące to właśnie te osoby, które szukały sensacji i dziennikarstwem na poziomie są zbulwersowane. Dobrze, że artykuł się pojawił, inne ofiary czują dokładnie to samo jak zostało to przedstawione w tym artykule.Źródło komentarza: Molestowanie uczennic w SP w Nowym Dworze. Matka skrzywdzonej nastolatki prostuje nieścisłości i plotki o jej córce. Jak nie doszło do umorzenia sprawy?Autor komentarza: NiezdziwionaTreść komentarza: A mnie nie dziwi zachowanie tej nastolatki i jej mamy, a wcześniejszych rodziców i świadków, którzy jak widać przez 30 lat nie potrafili zgłosić...Źródło komentarza: Molestowanie uczennic w SP w Nowym Dworze. Matka skrzywdzonej nastolatki prostuje nieścisłości i plotki o jej córce. Jak nie doszło do umorzenia sprawy?Autor komentarza: romiTreść komentarza: Rodzice spłeczeństwo starają się robić wszystko by zostały te szkoły i jeszcze mówią że to jest dla dobra ich dzieci. No dobra bo właśnie utrzymanie tych szkół jest bardzo uzależnione finansowo od dzieci a tu to właściwie o brak dzieci w tych szkołach się rozchodzi. To ja nie wiem po co utrzymywać pute budynki.Źródło komentarza: AKTUALIZACJA: Zagrożenie likwidacją większości szkół w gminie Gardeja. Mieszkańcy jednoczą się w obronie placówek. Czy będzie referendum?Autor komentarza: LewicyStanowczeNieTreść komentarza: W komentarzach „koledzy specjalisci” się wypowiadają? Takie to kierowanie się dobrem dzieci, że może najlepiej zamknąć wszystkie te szkoły albo zostawić jedną i zatrudnić tyle ludzi żeby z tych subwencji wystarczyło albo zostało jeszcze żeby się może tym wyżej przypodobać. W takim chaosie łatwiej będzie dzieciom ideologię lewicowe wbijać do głów i inne bzdury.Źródło komentarza: AKTUALIZACJA: Zagrożenie likwidacją większości szkół w gminie Gardeja. Mieszkańcy jednoczą się w obronie placówek. Czy będzie referendum?
Reklama
Reklama
Reklama