Spektakl pt. “Bocian”, który wystawili rodzice, specjalnie skomplikowanej fabuły nie ma. To po prostu historia bociana, który szuka w lesie żony. Tyle tylko, że ta prosta historia opisana przez panią Izabelę Dorosz, wyrwała z siedzeń małych i dużych.
- To pani Iza wymyśliła scenariusz, my jej tylko pomagaliśmy – opowiada Bogusława Wiśniewska, która w spektaklu zagrała Kunę, a także odpowiadała za reżyserię - Wymyśliła nam role, które zresztą przez cały czas wspólnie udoskonalaliśmy, napisała słowa piosenek do popularnych melodii, stworzyła scenografię, a także część kostiumów. Ten spektakl to przede wszystkim jej zasługa. I wychowawczyni naszych dzieci pani Hanny Barczykowskiej.
Pani Iza nie zagrała w swoim przedstawieniu. Nie dała się namówić. Aktorom ledwo udało się ją wyciągnąć na scenę, żeby odebrała zasłużone brawa i podziękowania.
- To bardzo skromna osoba. Może uda mi się ją namówić na mały wywiad, ale to dopiero jak emocje opadną – obiecywała Małgorzata Barganowska, która wraz z inną nauczycielką z SP 4, Małgorzatą Michalczuk, wzięła na siebie ciężar konferansjerki.
Niestety, nie udało się. Zamiast pani Izy o spektaklu opowiadała pani Bogusława Wiśniewska.
- Spotykać się w tej sprawie zaczęliśmy już we wrześniu. Na początku było nas kilka osób, niektórzy rodzice potrzebowali więcej czasu żeby się przełamać, nabrać chęci i przede wszystkim odwagi. Ostatecznie na scenie stanęło ponad dwadzieścia osób więc myślę, że to ogromny sukces – mówi pani Bogusława. - Najtrudniej było to utrzymać w tajemnicy przed dziećmi. Kiedyś mój syn zauważył w komputerze plik pt. “Bocian” i zaczął mnie wypytywać, ale udało mi się jakoś z tego wybrnąć. Trzeba było też wymyślić nazwę dla naszego teatru. Ponieważ nasze dzieci należały kiedyś to teatrzyku “Cykadło”, my postanowiliśmy się nazwać “Stare Cykadło”.
Na próbach było przede wszystkim śmiesznie. Na początku nie czuło się jeszcze tremy. Ta zaczęła dawać o sobie znać dopiero wtedy, gdy wielkimi krokami zaczął się zbliżać dzień premiery.
- Łatwo nie było. Stres ogromny. Byliśmy bardzo ciekawi reakcji naszych dzieci, co zrobią jak uniesie się kurtyna, a oni nas zobaczą na scenie – dodaje mama Kacpra.
A reakcje dzieci były najróżniejsze, od “achów” i “ochów”, przez nerwowe chichoty, aż po te bardziej skrajne. Jeden z chłopców na widok swojej mamy, zerwał się z fotela i wybiegł z sali. Za chwilę jednak wrócił i wraz ze swoimi kolegami i koleżankami z klasy obejrzał przedstawienie do końca.
- Nam też emocje się udzieliły. Ale jak już wyśpiewaliśmy ostatnie słowa, odetchnęliśmy z ulgą. Radość, że wszystko się udało, była ogromna – opowiada pani Bogusława.
Po finałowym opuszczeniu kurtyny, publiczność wstała z foteli. Owacje na stojąco i nieśmiałe krzyki “bis, bis” to najlepszy dowód na to, że aktorzy stanęli na wysokości zadania. Gdy brawa ustały, na scenę weszły dzieci z kwiatami, aby podziękować swoim, nie bójmy się użyć tych słów, najodważniejszym rodzicom na świecie.
- W życiu nie byłam na tylu “zebraniach”, ale trzeba było coś wykombinować, żeby to wszystko utrzymać w tajemnicy – śmiała się po przedstawieniu Sylwia Heczko, która z ogromnym wdziękiem zagrała motyla. Jej córka Anastazja oklaskiwała mamę z dumą.
- Fajnie zagrała, ale to naprawdę dziwne uczucie zobaczyć mamę na scenie – wyznała Nastka.
Jeden z chłopców opuszczających teatr, trzymał się za głowę nie mogąc wyjść z szoku.
- Ale wstyd – mówił. - Jak zobaczyłem rodziców na scenie, nie wierzyłem własnym oczom! Fajnie to wymyślili, ale i tak się wstydziłem przez cały czas.
Napisz komentarz
Komentarze