Mama Jacka i jego koledzy z klasy piszą skargi na wicedyrektora Mariusza Wesołowskiego (miejskiego radnego), który wyprosił chłopaka ze studniówki.
Skutki wypadku odczuwać będzie już zawsze – złamaną w kilku miejscach kość ręki chirurdzy musieli połączyć metalowymi elementami.
Mama Jacka zażądała wyjaśnień od dyrekcji.
-Pytałam, co takiego zrobił mój syn, że usunięto go z zabawy i dlaczego nie powiadomiono mnie o podejrzeniach, że pił. Dlaczego nie sprawdzono, czy rzeczywiście był pod wpływem alkoholu? –mówi pani Sławomira. – Nie uzyskałam odpowiedzi na te pytania. Chodziło mi też o zwrot 200 zł, które syn wpłacił na studniówkę, choć nie to było najważniejsze. Dyrektor powiedział, że mogę napisać prośbę o do rady rodziców. Poczułam się zlekceważona, bo dlaczego inni rodzice mają płacić za to, że wicedyrektor szkoły nieodpowiednio się zachował? Napisałam pismo do dyrektora. Prosiłam w nim nie tylko o te 200 zł, ale przede wszystkim domagałam się informacji, jakie konsekwencje swojego zachowania poniesie wicedyrektor. Chciałam, by ukarano go adekwatnie do kary, jaką otrzymał mój syn. W odpowiedzi przeczytałam, że w tej sprawie dyrektor nie ma dla mnie żadnych nowych informacji.
Jacek jest uczniem klasy III c I Liceum Ogólnokształcącego w Kwidzynie. O całej sytuacji na studniówce i późniejszych wydarzeniach opowiedziało nam kilka uczennic kl. III c, troje nauczycieli, matki dwóch maturzystek oraz mama Jacka. Witold Iwicki, dyrektor I LO, oraz jego zastępca Mariusz Wesołowski nie chcieli tego komentować w gazecie. Z ich wypowiedzi wynika, że uważają temat za zamknięty i że jest to wewnętrzna sprawa szkoły.
Uczniowie klasy III c, w porozumieniu ze swoimi rodzicami, wysłali list do przewodniczącego rady miejskiej, której członkiem jest Mariusz Wesołowski.W odpowiedzi przewodniczący Kazimierz Gorlewicz napisał, że opisana sytuacja nie ma związku z wykonywaniem mandatu radnego przez M. Wesołowskiego. Dodał, że jeśli uczniowie mają takie życzenie, to chętnie spotka się z nimi, by wyjaśnić powody swojej opinii.
- Za dużo jest emocji w tej sprawie – podkreślił Kazimierz Gorlewicz w rozmowie z redaktorem „Kuriera”.
Także niektórych nauczycieli niepokoją nieprzyjemne plotki, które krążą o tym zdarzeniu.
-Nauczyciele z innych szkół pytali mnie: „co tam się u was wyprawia?”. To szkoła z tradycjami, uczą tu wykwalifikowani nauczyciele, a absolwenci dostają się na prestiżowe uczelnie. Niepotrzebna nam taka „sława” – mówi jedna z nauczycielek. – Klasa III c jest bardzo lubiana, aktywna, przygotowuje wiele szkolnych imprez. Podobnie Jacek, który co prawda w pierwszej klasie sprawiał problemy, wagarował, ale teraz całkowicie się zmienił. Chodzi do szkoły, uczy się i przygotowuje do matury.
Mama Jacka zapewnia, że sprawy tak nie zostawi.
- A co by było, gdyby Jacek zginął? Czy dyrekcja też by tak zbagatelizowała tę sprawę? Syn bardzo się przejął tym, że podejrzewano go w szkole o picie czy branie jakiś środków. Usłyszał o tym już po operacji. Opuścił na własną prośbę szpital i poszedł do szkoły, by wszystko zdementować, że badania krwi dowodzą, że był w porządku.
Mama Jacka wysłała skargi również do kuratorium i wydziału oświaty w kwidzyńskim starostwie.
Czytaj więcej w „Kurierze Kwidzyńskim”
Napisz komentarz
Komentarze